W toczącej się obecnie debacie medialnej o procesie deinstytucjonalizacji usług społecznych i zdrowotnych zamiast merytorycznej dyskusji i zastanawiania się nad określeniem precyzyjnego sposobu zmian, zaczyna się straszenie likwidacją domów pomocy społecznej. Co gorsza głos taki płynie ze strony niektórych członków Rady Pomocy Społecznej. Strach powoduje natomiast opór przed dyskutowaniem zmiany i przekonanie, że zmiany trzeba rozłożyć na wiele dziesiątków lat, że to trudne i wymaga rozwagi. Problem w tym, że wiele lat trwa dyskusja, a nadal się niewiele dzieje. Dlatego straszak groźby likwidacji instytucji, stanowi bardzo dobre narzędzie budowania wspólnej koalicji zatrzymania konkretnych decyzji, nawet jeśli są rozłożone w rozsądnym czasie.
Co ciekawe, jak dotąd, nikt w dyskusji nie zaproponował likwidacji domów pomocy społecznej. Czym innym jest poprawa jakości i zapewnienie pełni praw mieszkańców tych placówek, a czym innym likwidacja domów. Tymczasem wyciąga się argument, który ma spowodować ocenę, że koalicja organizacji pozarządowych i samorządowych to „grupa oszołomów” nie znających rzeczywistości, w tym tej związanej z funkcjonowaniem placówek całodobowych i potrzeb osób wymagających wsparcia, którego nie jest w stanie zapewnić im rodzina. Czy rzeczywiście tak jest? Co właściwie proponuje się w przygotowanej przez dziesiątki organizacji, ekspertów, ludzi z samorządów województw oraz przedstawicieli administracji rządowej propozycji strategii deinstytucjonalizacji? Dla przypomnienia, strategia ta, pomimo tego że była wypracowywana na rzecz i razem z Ministerstwem Rodziny i Polityki Społecznej pod kierunkiem ministra Pawła Wdówika została porzucona na rzecz innego dokumentu, który pojawił się znienacka jako zupełnie inna propozycja ministerstwa rodziny, i poddana prekonsultacjom, niestety – jak wynika z propozycji – pozbawiona konkretów i odsuwająca w czasie bardzo wiele istotnych decyzji.
Co nas czeka?
Nadchodzące zmiany demograficzne, zmiany świadomościowe w zakresie ubiegania się o swoje prawa czy też wyzwania finansowe powodują, że musimy podjąć długofalowe działania. Z jednej strony musimy znaleźć odpowiedź na spodziewany napór osób wymagających wsparcia na instytucje wpierające.. Nie trzeba specjalistycznych analiz, by wiedzieć, że do 2035 roku liczba osób 75+ zwiększy się z około 2,7 mln osób w 2020 r. do około 4,9 mln osób w 2035 r. Spowoduje to znaczący wzrost oczekiwań osób wymagających wsparcia i ich rodzin - zarówno w działaniach środowiskowych, dziennych i całodobowych. Ludzie będą po prostu szukali wsparcia i domagali się go. Możemy oczywiście udawać, że nic się nie dzieje, ale nie skończy się to dobrze: system zacznie się kruszyć pod naporem potrzeby coraz większych środków na jego finansowanie. Wystarczy przypomnieć, że według danych GUS liczba mieszkańców domów pomocy społecznej wzrosła w okresie 2009 - 2019 o około 4 tys., (według MRPiPS-03 o 6 tys.), zaś wydatki samorządów na domy pomocy społecznej w tym samym czasie wzrosły o 2,2 mld. zł.
Z drugiej strony wzrastają oczekiwania ludzi, którzy chcą mieć prawo wyboru do sposobu spędzania swojego życia - samodzielnie lub w rodzinie. Mamy 2021 rok, a nie 1990 kiedy rozpoczęliśmy programy naprawcze w domach pomocy społecznej i rozwijaliśmy usługi opiekuńcze. Ludzie i ich rodziny chcą żyć inaczej – zmiany świadomościowe są już widoczne, a te oczekiwania również wymagają zdecydowanych i konkretnych działań. Te działania powinny być już dziś planowane i stopniowo podejmowane. Przy tym nie spodziewajmy się, że wszystkim zajmą się rodziny, które już dziś z trudem znoszą godzenie pracy zawodowej i wsparcia dla najbliższych. Nasi bliscy starzeją się coraz bardziej, będą wymagać coraz więcej uwagi. Nie wspominając o rodzinach, gdzie już dziś emeryci zajmują się swoimi rodzicami w wieku 80+.
Poprawa warunków w instytucjach
Oznacza to, że nie ma najmniejszej szansy na likwidowanie domów pomocy społecznej, ani też taka propozycja nie padła. Owszem pojawiły się istotne propozycje poprawy warunków ludzi w nich przebywających, jak również pracowników wykonujących bardzo trudne i niewdzięczne i słabo wynagradzane zadania związane z zapewnieniem wsparcia tym osobom.
Po pierwsze - dokumencie społecznym zaproponowano, by podjąć jednak działania na rzecz faktycznego zmniejszania „instytucji molochów”, tak by w 2030 roku dom pomocy społecznej nie był większy niż 100 mieszkańców. Ta liczba pojawiła się już w 1990 roku w ramach standardu DPS w odniesieniu do nowotworzonych placówek. Co więcej, w 2018 roku minister Elżbieta Rafalska w zmienianym rozporządzeniu wprowadziła zapis, iż limit stu osób nie dotyczy nowych, ale wszystkich domów, robiąc co prawda od razu wyjątki. Zwolniono z tego obowiązku domy położone w budynku albo budynkach, w których w dniu 31 grudnia 2013 r. prowadzona była działalność domu pomocy oraz że liczba miejsc może być większa niż sto „ale nie większa niż określona w zezwoleniu wojewody na prowadzenie domu w dniu 1 lipca 2018 r.”. Tym samym zamrożono powiększanie liczby miejsc, co znalazło się także w propozycji strategii wypracowanej przez zespół kierowany przez ministra Wdówika. W 2019 roku podobne rozwiązania wprowadzono w prywatnych placówkach całodobowych, choć tu znacznie łagodniej określono, że „w jednym budynku placówki nie może przebywać więcej niż 100 osób, którym jest zapewniana opieka całodobowa”.
Czy zatem nie powinniśmy dążyć do sytuacji, w której doprowadzimy do sytuacji, że blisko 500 osobowe domy/instytucje odejdą w niepamięć? Mamy na to co najmniej dziesięć lat. Czy powinniśmy dalej je zmniejszać? Może postulaty o domach 30-osobowych są zbyt ambitne, ale trzeba o tym rozmawiać. Ministerstwo proponuje w rozwiązaniach wskazanych w prekonsultowanym dokumencie standard pokoi jednoosobowych – co jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Warto zwrócić uwagę, że będzie to miało swoje konsekwencje – zmniejszona zostanie liczba osób w jednym domu. Na pewno powinniśmy dążyć do ograniczania liczby osób z niepełnosprawnościami w placówkach całodobowych, bowiem wiele z tych osób mogłoby żyć w środowisku lokalnym, o ile istniałaby alternatywa. Już dziś podejmowane są działania na rzecz tworzenia nowych rozwiązań, np. mieszkania chronione, wspomagane, domy wspólnotowe – warto rozwijać te formy. Niestety dzisiejsze rozwiązania alternatywne są raczej nieliczne i nie zmieniają obrazu rzeczywistości.
Nie ulega wątpliwości, że jest tu wiele do zrobienia. Mamy jednak podejrzenia, że niezbyt wiele wiemy o mieszkańcach instytucji. Dlatego proponowaliśmy w strategii dokonanie audytu placówek całodobowych o charakterze długoterminowym. Dowiedzenie się i sprawdzenie z jakich powodów osoby te tam trafiły, czy nie ma innych możliwości ich funkcjonowania. Jest to szczególnie ważne w przypadku osób z niepełnosprawnością, w tym z niepełnosprawnością intelektualną. Samo ministerstwo będzie realizowało pilotaż, w ramach którego mają być przygotowywane m.in.: indywidualne plany usamodzielnienia. To dobrze, bo wiele osób zupełnie niepotrzebnie się tam znalazło. Zaproponowaliśmy także podjęcie kwestii praw osób przebywających w placówkach całodobowych. Ministerstwo idzie w podobną stronę.
Nie likwidacja, a poszerzenie działań placówek całodobowych
Przypomnę, dokument społeczny proponuje nie likwidację, ale poszerzenie działań placówek całodobowych o charakterze długoterminowym na działania związane ze wsparciem w środowisku i dziennym. Różnica polega na tym, że ministerstwo chce to zrealizować do 31 grudnia 2040 r. Tymczasem jest to możliwe i konieczne już teraz. Co więcej Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej rekomenduje województwom, aby w Programach Regionalnych 2021-2027 (współfinansowanych ze środków europejskich) takie typy projektów zostały ujęte jako niezwykle istotne. Zatem zamiast czekać na przysłowiowe ”święte nigdy”, może warto zacząć to realizować już teraz, tym bardziej, że potencjalnie są na to środki. Problemem deinstytucjonalizacji jest to, że dużo się o niej mówi, a niewiele robi.
Całościowy i kompleksowy system wsparcia
W dyskusji o deinstytucjonalizacji podnoszony problem domów pomocy społecznych i ich domniemanej likwidacji nie jest w istocie najważniejszy. Nie ma wątpliwości, że bez stworzenia silnego i realnego wsparcia dla rodzin wspierających swoich bliskich oraz bez wsparcia o charakterze środowiskowym będzie czekała nas dramatyczna sytuacja. Kluczowym elementem, który musimy stworzyć najdalej do 2030 roku (a nie po 2041 roku) jest całościowy i kompleksowy system wsparcia, który zmniejszy lub znacznie ograniczy napór na placówki całodobowe. To będzie stanowiło – albo raczej musi stanowić – podstawowy element działań w obecnej dekadzie. Nie mamy tyle czasu, z uwagi na wcześniej wskazane wyzwania.
Obecnie środowiskowe działania są w dość opłakanym stanie. Co dziesiąta gmina w Polsce w ogóle nie realizuje usług opiekuńczych w miejscu zamieszkania. W przeliczeniu na godziny osoby potrzebujące pomocy realnie otrzymują wsparcie średnio 6 godzin tygodniowo (!) i to pomimo faktu, że usługi te są znacznie mniej kosztowne niż koszty pobytu mieszkańca w domu pomocy. Asystenci osobiści osób z niepełnosprawnością są raczej wyjątkiem niż regułą i to najczęściej w dużych miastach. Nadal usługi opiekuńcze i opieka długoterminowa nie widzą się zupełnie - to sam odbiorca wsparcia lub jego rodzina musi powalczyć o spójność i koordynację tych usług. Ministerstwo proponuje w tym celu powołać gminnych koordynatorów, co w istocie oznacza nowe zadanie dla ośrodka pomocy społecznej. A środki na to zadanie? Zaplanowano je… w 2030 roku.
Kluczowy element finansowania
Tymczasem już dziś na usługi opiekuńcze i opiekę długoterminową przeznaczane są duże środki z kilku programów i funduszy rządowych, które nie widzą się nawzajem. Realizowane są naprawdę duże działania w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego czy Senior+ w ramach wsparcia dziennego czy środowiskowego. Tyle, że nie potrafimy zadbać o ich trwałość (realną kontynuację), która nie powinna kończyć się 2-3 lata po projekcie. Nie umiemy zadbać o trwałość opartą nie tylko o możliwości samorządów i to również wymaga poważnej debaty. Samorządy, na które ma spaść rozwój usług, nie udźwigną tego w żadnej mierze i musimy nie kiedyś, ale już dziś rozpocząć dyskusję i przygotować rozwiązania montażu finansowego środków prywatnych (opłat osób korzystających i ich rodzin), samorządowych i rządowych.
Kluczowym elementem finansowania jest inwestycja w mieszkalnictwo wspomagane oraz w kadry zawodów pomocowych. Bez tych dwóch elementów, każdy system się przewróci. Co do mieszkań - to tych chronionych i wspomaganych mamy góra 1,5 tys., a potrzebujemy co najmniej 20 tys. Tymczasem dla osób z niepełnosprawnością proponuje się 3 tys. tego typu mieszkań w 2040 roku, a dla młodzieży usamodzielnianej w tym samym roku ma być 120 mieszkań więcej niż obecnie. Trudno to nazwać odpowiedzią na czekające nas wyzwania. Tu potrzebujemy rozwiązań systemowych, nowej regulacji, która stworzy nowe instrumenty prawne i finansowe.
W przypadku pracowników zawodów pomocowych proponujemy zacząć od „białej księgi zatrudnienia”, aby dokonać bilansu ilu ludzi pracuje, w jakich zasobach i ile zarabiają, po to by zaplanować zmianę systemowego podejścia. I musimy to zrobić jeszcze w tym roku. Następnie trzeba stworzyć spójny fundament i zdecydowaną zmianę polityki wynagrodzeń, która zapewni godziwe zarobki. Przyzwyczailiśmy się do traktowania sfery usług społecznych jako pracy za „pół darmo”, gdzie dumping socjalny jest codziennością. Jeśli tego nie zmienimy, to nie zdziwmy się, że będzie robione „byle co, byle jak” przez różne firmy powstałe na okoliczność przetargów. Można tak długo wyliczać...
Potrzeba konkretów
Nie zrobimy tego jednak, chowając głowę w piasek, mówiąc że „kiedyś”, „coś tam” zrobimy. Tu muszą być konkretne przedsięwzięcia i terminy. W ramach nowej perspektywy finansowania ze środków europejskich będzie możliwe finansowanie wielu konkretnych działań. To czas, gdy możemy zakotwiczyć wiele rozwiązań w rzeczywistości, ale muszą być skojarzone ze zmianami prawnymi i skoordynowaniem z działaniami na gruncie środków rządowych i samorządowych. To czas na analizę i stworzenie fundamentów pod dalsze działania. Tego nie rozwiążemy dyskusją. Można to oczywiście rozłożyć w czasie, ale wiele z działań musimy zdecydowanie zrobić w najbliższych dziesięciu latach, bo inaczej zrobimy to, nie do 2040, a nawet nie do 2050 roku…. ale nas to już może nie interesować, bo tego po prostu nie dożyjemy.
Może zatem warto, zamiast straszyć jakimiś wydumanymi sytuacjami i zagrożeniami, siąść do stołu i rozmawiać. Z prośbą o taką dyskusję zwróciliśmy się również do sekretarza stanu w MRiPS Stanisława Szweda. Bo tu chodzi o naszą i naszych bliskich wspólną przyszłość, a to czego nie uda nam się teraz zrobić będzie skutkowało na lata. My sami i nasze dzieci możemy sobie tego nie darować.
Cezary Miżejewski
współautor społecznej wersji strategii deinstytucjonalizacji